PlayStation Forum - PS5, PS4, PS3, PS2, PSone, PSP, PS Vita Forum
[Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Wersja do druku

+- PlayStation Forum - PS5, PS4, PS3, PS2, PSone, PSP, PS Vita Forum (https://playstationforum.pl)
+-- Dział: PlayStation 2 (PS2) - Gry (https://playstationforum.pl/forum-playstation-2-ps2-gry)
+--- Dział: Recenzje gier PS2 (https://playstationforum.pl/forum-recenzje-gier-ps2)
+--- Wątek: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu (/thread-recenzja-medal-of-honor-rising-sun-dwie-strony-medalu)



[Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - PaultheGreat - 15-06-2014

[Obrazek: 446.jpg]

Wydana w październiku 1999 roku przez Electronic Arts, dostępna na pierwszą konsolę Sony, gra „Medal of Honor” spopularyzowała realia drugiej wojny światowej w pierwszoosobowych strzelaninach, tworząc w istocie osobny podgatunek nazywany przez graczy mianem wojennego shootera. Rok później ukazała się kontynuacja o podtytule „Underground”, która dla części użytkowników naszego forum okazała się grą wybitną, a w 2002 ukazały się aż dwie odsłony na dwóch różnych platformach („Allied Assault” na PC oraz „Frontline” na PS2). Seria cieszyła się uznaniem graczy i nie trzeba było długo czekać na kolejne odsłony tego podejmującego się tematyki II wojny światowej cyklu. I tak w listopadzie 2003 roku posiadacze konsol PlayStation 2, Xbox oraz GameCube mogli spróbować swoich sił wspierając żołnierzy alianckich w grze „Medal of Honor: Rising Sun”, która jako pierwsza w historii cyklu porzuciła zmagania w Europie na rzecz działań na Oceanie Spokojnym.

Z pewnością każdy regularnie przeglądający forum użytkownik zdążył już zauważyć, że jestem miłośnikiem wojennych strzelanin. Przypadłość ta z miejsca powoduje, iż na każdą z tego typu gier patrzę przychylniejszym okiem, co może powodować, że mój entuzjazm będzie większy niż w przypadku ogrywania gier w innych tematykach, aczkolwiek nie oznacza to, że będę wychwalał pod niebiosa nawet największego crapa tylko dlatego, że autorzy umiejscowili go w realiach drugiej wojny światowej. Możecie być zatem spokojni – nie będę Wam polecał słabych gier, choć muszę przyznać, że ocena końcowa może być lekko naciągnięta.
Smile

[Obrazek: 528818-moh_001.jpg]

Co już zostało przeze mnie napisane, „Medal of Honor: Rising Sun” było pierwszą częścią cyklu, która ukazała starcia skośnookich żołnierzy cesarskiej armii z walecznymi marines. Płytka włożona do napędu naszych czarnulek przenosi nas do dnia, który dla większości z mieszkańców Stanów Zjednoczonych kojarzy się bardzo tragicznie. Mianowicie nasza przygoda z tym tytułem rozpoczyna się 7 grudnia 1941, kiedy to siły cesarskiej armii Japonii dokonały ataku na bazę amerykańskiej floty w Pearl Harbor. Na początku dane nam będzie obejrzeć krótki przerywnik, na którym możemy zobaczyć odpoczywających żołnierzy na pokładzie okrętu. Jednym z nich jest Joseph Griffin, którego losami pokierujemy na przestrzeni dziewięciu misji na różnych wysepkach Pacyfiku. Sielanka ta zostanie przerwana przez nacierających ze wszystkich stron japońskich bombowców. Zbombardują oni nasz okręt i będziemy musieli się z niego wydostać, a po wyjściu na pokład zestrzelimy kilka z nich. Początek gry to pokaz tego, co w wojennych FPS'ach jest jednym ze znaków rozpoznawczych. Mamy do czynienia z efektowną, w pełni wyreżyserowaną i powodującą przyspieszone bicie serca wartką akcją, której nie powstydziliby się specjaliści z Hollywood. Biorąc pod uwagę, w którym roku miała premiera tej gry oraz to, że oprawa wizualna nie zalicza się do mocnych stron rozgrywki, możemy powiedzieć o bardzo dobrze wykonanej pracy projektantów poziomów oraz scenarzystów gry (wśród nich pracował ponoć Steven Spielberg). Pierwszy poziom jest w zasadzie interaktywnym samouczkiem, także nie powinna nikogo dziwić duża ilość zaplanowanych wcześniej scenek, czyli skryptów. Przemierzając kolejne misje będziemy regularnie natrafiać na podobne, równie widowiskowe scenki, z których część na pewno zapadnie w pamięć części graczy ze względu na pomysłowość autorów i rozmach.

Najbardziej pożądanym aspektem tego typu gier jest odpowiedni sposób ukazania prezentowanych realiów i możliwość poczucia na własnej skórze wojennej zawieruchy. Wojenny klimat jest tutaj w znacznej części podkreślany poprzez ścieżkę muzyczną. Przygotowane na potrzeby gry utwory są odpowiednio dopasowane do rozgrywających się na ekranie wydarzeń w zależności od charakteru misji i miejsca jej rozgrywania. Do naszych uszów docierają spokojniejsze melodie, gdy bez najmniejszego stesu przemierzamy dżunglę i przed sobą nie widzimy żadnych nieprzyjaciół. Gdy jednak w polu widzenia pojawi się jakiś żółtek, szybko na pierwszy plan zaczną wychodzić symfoniczne melodie, które zagrzewają do walki i nadają jej potrzebnego dynamizmu. Pod tym względem seria „Medal of Honor” zawsze była na pierwszym miejscu i w przypadku „Rising Sun” nie jest inaczej. Oczywistą oczywistością jest fakt, że większość utworów jest nacechowana orientalnymi klimatami rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Wschodnie ambienty nie pozostawiają złudzeń do czasu i miejsca prezentowanych wydarzeń. Po usłyszeniu takich utworów gracz wie, że nie walczy z Niemcami w Europie, lecz z Japończykami na różnorakich wysepkach Pacyfiku.

[Obrazek: 528809-moh_004.jpg]

Gorzej ma się sprawa z tym, co widzimy na ekranie. Oprawa wizualna znacząco odstaje od ścieżki muzycznej. W głównej mierze można przyczepić się do rozmazanych i niewyraźnych tekstur. Część lokacji prezentuje się naprawdę bardzo brzydko i odpychająco. Zauważalne jest to szczególnie w etapach rozgrywających się w ośrodkach miejskich i terenach zabudowanych, aczkolwiek niektóre z miejscówek na tropikalnych wyspach również nie zachwycają swoim wyglądem. Nie można jednak jednoznacznie postawić krzyżyka na tym aspekcie gry. W kilku momentach mamy do czynienia z przyzwoitą pracą grafików – etap w dżungli w trakcie piątej misji kampanii. Doświadczany w nim świetnych widoków wzbogaconych refleksami świetlnymi (wynikającymi z pięknej pogody), dużą ilością roślinności i przepływającą w okolicy rzeką. Niestety takie widoki należą do rzadkości, co powoduje, że w ostatecznym rozrachunku trzeba umieścić grafikę w rubryce z wadami tej gry.

Pod względem mechaniki rozgrywki i przebiegu misji mamy do czynienia ze standardową wariacją w II-wojennych FPS'ach. Zabawa opiera się więc na przechodzeniu z punktu A do punktu B i wykonywaniu po drodze zadań znajdujących się na naszej liście. Przy okazji musimy strzelać do napotkanych przeciwników i zadbać o to, aby nie wyszli żywo ze spotkania z nami. Niestety w tym momencie muszę wspomnieć o dwóch rzeczach wpływających bardzo negatywnie na przyjemność, którą czerpać będziemy z gry. Już w trakcie pierwszego kontaktu z przeciwnikami dostrzeżemy, że nie grzeszą oni inteligencją. Japończycy w „Rising Sun” zachowują się tak, jakby cierpieli na kilka poważnych chorób układu nerwowego. Przede wszystkim mają oni problemy z koncentracją, gdyż nie potrafią oddawać celnych strzałów nawet z najbliższej odległości. Potrafią strzelić w powietrze, gdy gracz stoi raptem kilka metrów od nich. Wielokrotnie swoim zachowaniem powodują, że na twarzach graczy będzie tworzył się uśmiech politowania. Skośnoocy potrafią bowiem nie zauważyć stojącego obok nich gracza, co prowadzić do kuriozalnych sytuacji flankowania bez wykorzystania przeszkód terenowych lub co gorsza może się zdarzyć, że strzelimy w jego stronę, a on nie zareaguje i będzie stał dalej. Często biegają w kółko niczym dzieci na placu zabaw bawiące się w berka, kręcą wokół własnej osi i wyczyniają inne, niewytłumaczalne rzeczy, które zarówno rozbawiają i irytują gracza. Nasi wrogowie swoją głupotą powodują, że nie odczuwamy do nich respektu. A kto jak kto, ale japońscy żołnierzy z okresu walk na Pacyfiku byli powodem lęku wśród wielu marines.

[Obrazek: 521262-589715_20030827_002.jpg]

Niski poziom sztucznej inteligencji idzie w parze z niskim poziomem trudności gry. Doprawdy jest to najłatwiejszy shooter z jakim miałem styczność. Rozgrywka nie wymusza na graczu stosowania skomplikowanych taktyk, ciągłego chowania się za osłonami, próbowania oflankowania czy znalezienia lepszej pozycji. Tutaj można biec przed siebie „na pałę” i bez korzystania z osłon pokonywać kilku z naszych przeciwników. Z racji słabej ich celności nie należy zbytnio przejmować się obrażeniami, a bardzo duża ilość walających się wszędzie apteczek zmniejsza (i tak już niskie) prawdopodobieństwo zgonu. W czasie jednej z misji twórcy słabo rozmieścili amunicję, co spowodowało, iż przez długi okres czasu nie miałem w swoich magazynkach ani jednego naboju. To spowodowało, że zmuszony byłem kontynuować swoje zmagania bez możliwości strzelania. Nieoczekiwanie nie przeszkodziło mi to w przejściu tej misji, gdyż skutecznie pokonywałem swoich wrogów uderzeniem z kolby... Etap ten zdefiniował całkowitą beznadziejność przeciwników i niewielkie wyzwanie, jakie postawili przed nami twórcy. Oddać Japończykom trzeba jednak to, że ich taktyka działania jest odmienna w stosunku do tego, co prezentowali Niemcy. Mowa o zajmowaniu niewidocznych na pierwszy rzut oka pozycji na drzewach czy nagłym wyskakiwaniu z wykopanych w ziemi dziur.

Przez dwa ostatnie akapity narzekałem cały czas na rozgrywkę. Czy oznacza to, że pod względem gameplay'u jest to beznadziejna gra? Nic bardziej mylnego. O ile poziom trudności i AI sprawiają, że gra nie sprawia satysfakcji z powodu narzuconych wymagań, to jednak sam przebieg misji i rodzaj wykonywanych zadań należy zapisać na plus. Twórcy bez wątpienia starali się zrobić na graczu wrażenie swoją pomysłowością, której przejawem są zapadające w pamięć sekwencje pościgów czy strzelanin w świetnych sceneriach. W pamięci wielu graczy utkwił zapewne etap, w którym ostrzeliwało się wrogów z karabinu maszynowego jadąc przez dżunglę na... słoniu (sic!). Miło wspominać będę również sekwencję ataku na wzgórze pod ostrzałem moździerzu, który ze względu na scenerię przywiódł skojarzenia z filmem „Cienka czerwona linia”. Takich scen było jeszcze kilka, a wszystkie miały jedną wspólną cechę – epickość. Projektanci poziomów próbowali przeplatać etapy pościgowe ze zwykły strzelaniem, co spowodowało, że gra nie staje się wtórna. Osobna sprawa, że tytuł nie robi wrażenia długością oferowanej zabawy i zalicza się do tych krótszych gier. A to powoduje, że wtórność nie mogła się pojawić, bo przedtem skończyła się gra. I to tak nagle, że gdy ujrzałem napisy końcowe byłem bardzo zdziwiony i rozczarowany, bo postrzelałbym sobie jeszcze z godzinkę czy dwie do Japońców.

[Obrazek: 511243-589715_20030709_005.jpg]

Ocena końcowa „Medal of Honor: Rising Sun” powoduje niemałą zagwozdkę, gdyż z jednej strony tytuł nie ustrzegł się dużej ilości dziwnych błędów oraz kilku rzutujących na całość wad, a z drugiej, mimo wszystko, powoduje on przyjemność i nie mogę uznać czasu z nim spędzonego jako zmarnowany. W czasie ogrywania tej odsłony „MoH'a” bawiłem się dobrze, ale nie była to przyjemność porównywalna z pozostałymi odsłonami serii czy też produktami konkurencji. „Wschodzące Słońce” jest jednak najsłabiej ocenionym przeze mnie wojennym FPS'em, co oczywiście nie oznacza, iż jest to gra słaba. Bardzo niesprawiedliwe są opinie sugerujące graczom niewartego uwagi crapa. Moim zdaniem jest to pozycja całkiem niezła, posiadająca kilka ciekawych patentów i zapadających w pamięć sekwencji, którą okraszono świetną ścieżką dźwiękową oraz wzbogacono filmikami wprowadzającymi graczy w atmosferę II wojny na Pacyfiku. I to właśnie dlatego nie mogę polecić tego tytułu osobom nielubiącym takich gier. Jeżeli nie jesteś miłośnikiem wojennych FPS'ów, to „Rising Sun” na pewno nie przekona Cię do tego gatunku, a tylko utwierdzi w przekonaniu, że dobrze postępujesz omijając go.

Werdykt: 6/10


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Yohokaru - 15-06-2014

PaultheGreat napisał(a):Przypadłość ta z miejsca powoduje, iż na każdą z tego typu gier patrzę przychylniejszym okiem, co może powodować, że mój entuzjazm będzie większy niż w przypadku ogrywania gier w innych tematykach, aczkolwiek nie oznacza to, że będę wychwalał pod niebiosa nawet największego crapa tylko dlatego, że autorzy umiejscowili go w realiach drugiej wojny światowej.

No pojechałeś trochę, mogłeś to lekko rozbić.

PaultheGreat napisał(a):Oczywistą oczywistością

Trochę masło maślane, samo "oczywistością" by wystarczyło.

No dobra, tyle gadania, czas na konkrety. Do gry mnie nie zachęciłeś. Mimo braku nudy oraz epickości wielu sekwencji, o których pisałeś, gra w moich oczach straciła na inteligencji przeciwników. Mimo, że lubię przyjemne pozycje, po shooterze spodziewałbym się większego wyzwania, nawet fajnie byłoby się powkurzać trochę, tak jak gdy przechodziłem chociażby Blacka. Akcje, o których opowiadasz, patenty z Japończykami mogą wyglądać fajnie, tylko jakoś nie widzi mi się koncept samograja. Nawet na grafikę rodem z MoH: Underground przymknąłbym oko, ale Spielberg gry sam nie zrobi. Ale dziękuję za miłą lekturę, oprócz tych drobnych błędów, nie nudziłeś, tekst czytało się fantastycznie. Oby tak dalej majorze.


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - PaultheGreat - 15-06-2014

To masełko maślane z "oczywistą oczywistością" było akurat celowe. Miało na celu ukazanie, że to, co powiem w tym zdaniu jest rzeczą, której należało się spodziewać. Nie wiem natomiast o co dokładnie chodzi w pierwszym cytacie. Chodzi o to, że zdanie jest zbyt długie? Jeżeli tak, to postaram się ograniczyć konstruowanie zbyt długich zdań. Smile

W każdym razie, dzięki za komentarz od etatowego recenzenta. Smile


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Makaveli - 15-06-2014

Recenzja na przyzwoitym poziomie, wkradło się kilka pomniejszych błędów, gdzieniegdzie literówka.

Sama gra nie przemawia do mnie swoją prezencją. Pamiętam telewizyjne reklamy tego tytułu puszczane w telewizji dekadę temu i to chyba jedyna rzecz, którą z tej gry pamiętam. Ogólnie rzecz biorąc, strzelanki nie są wiodącym gatunkiem w mojej skromnej hierarchii. Ja natomiast bardziej lubię FPS-y taktyczne, umiejscowione w teraźniejszości (patrz Rainbow Six, S.W.A.T.), ale na przykład MoH: Pacific Assault był grą bardzo dobrą.

Oby tak dalej, wyraźnie widoczny jest postęp w twoich pracach. Jest coraz mniej błędów, zanika też subiektywizm, który jest gwoździem do trumny każdego recenzenta. Dobra robota!


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - miku31 - 15-06-2014

Recka całkiem całkiem. Chociaż ja bym lepiej ją ocenił. Grałem w tą grę w czasach świetności PS2 i inaczej ją zapamiętałem.
Nie wiem jak ty, ale ja grałem na TV CRT, dzisiaj na plaźmie bym tej gry nie ruszył.

Pamiętam, że w tamtych czasach dla mnie był to jeden z lepszych FPS'ów. Bardzo podobało mi się rozpoczęcie fabuły. Odpieranie ataku wroga ze statku, te latające wszędzie samoloty. Pamiętam, że wtedy jarałem się tą grą.

Ten MoH miał bardzo ciekawy tryb kooperacji na jednym ekranie. Trzeba było sobie pomagać wzajemnie z kompanem, żeby pchnąć fabułe do przodu. Nie wystarczyło tylko bezmyślnie biegać po mapce. Pamiętam, że grało mi się bardzo miodnie. Szczególnie polecam co op jeśli nie grałeś.


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Yohokaru - 15-06-2014

PaultheGreat napisał(a):To masełko maślane z "oczywistą oczywistością" było akurat celowe.

Domyśliłem się, lecz jakoś mi tam po prostu nie wygląda.

PaultheGreat napisał(a):Nie wiem natomiast o co dokładnie chodzi w pierwszym cytacie. Chodzi o to, że zdanie jest zbyt długie?

Dokładnie.


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Boven - 16-06-2014

Recka pod względem merytorycznym bardzo dobra, czytało się przyjemnie choć niektóre zdania nieco przeciągnięte. Co do gry fakt grafika nie jest jakiś wysokich lotów, nasi przeciwnicy często wykonują różne dziwne ruchy, albo traktują nas jak powietrze. Te ,,niedociągnięcia" jakimi bym te słabe punkty określił są nadgonione pomysłowością, chodzi mi tu o różnorodność misji oraz bajeczny soundtrack, który jednak wprowadzał w grze swoisty klimat zwłaszcza tak jak Paul wspomniał etapy przechodzone w Dżungli były genialne.
Nie wiem czy ktoś zauważył, ale recenzja Paula jest pewnym kontrastem do recki Krasza, w której podjął tę samą tematykę oceniając grę w sposób bardziej przychylny. Z pośród tych recenzji wychodzi taka fajna wypadkowa, która pokazuje mocne i słabe strony serii ;]
Paul oby tak dalej.. Tongue


RE: [Recenzja] Medal of Honor: Rising Sun - dwie strony medalu - Kraszu - 16-06-2014

Ja wszystkie gry, które zaliczyłem na PS2 ogrywałem na telewizorze kineskopowym. Z związku z tym grafika nie była dla mnie szpetna, chociaż zgadzam się z Paulem, że tereny zabudowane w "Rising Sun" wyglądają nieciekawie. Dżungla z kolei jest soczysta, a i końcowy etap na wielkim statku (?) daje radę - tutaj piękne refleksy świetlne z widoczkami na ocean.

Trochę kręciłem nosem z niedowierzaniem czytając o rzekomej łatwości gry. Być może z przyzwyczajenia grałem zbyt ostrożnie i ta taktyka powodowała moje zgony, ale nie przytaknę ci tutaj bo musiałbym skłamać. Raz za razem gryzłem glebę na przykład w Afryce, czy w dżungli, kiedy skośni wyskakiwali z ziemi. Ten Medal to nie był lekki spacerek, aczkolwiek żadnego kryzysu nie miałem. Głupota oponentów swoją drogą, ale robotę na placu boju jednak trzeba tutaj wykonać.

Ogólnie recenzja wartościowa. Jako zdeklarowany miłośnik wojennych strzelanek zdobyłeś się na obiektywizm (czyt. krytykę), co się u recenzenta ceni.

Osobiście cieszę się, że ktoś jeszcze sięga po tego typu gry. Co by nie mówić, to seria MoH zapisała się złotymi zgłoskami w historii branży. PS2 jest w zasadzie ostatnią platformą, gdzie Medale były lubiane i szanowane.